Rollins Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
N -łjUJftd~ 4Redakcja stylistyczna Joanna ZłotnickaKorektaMałgorzata Lazurek Katarzyna PietruszkaZdjęcie na okładceJacket Illustration by Drew StruzanOpracowanie graficzne okładki Wydawnictwo AmberSkład Wydawnictwo AmberDrukWojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.Tytuł oryginałuIndiana Jones and the Kingdom of Crystal SkuliTM or ® & © 2008 LucasFilm Ltd.Title and character and place names protected by all applicable trademark laws.All Rights Reserved. Used Under AuthorizationFor the Polish editionCopyright © 2007 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 978-83-241-3066-5Warszawa 2008. Wydanie IWydawnictwo AMBER Sp. z o.o.00-060 Warszawa, ul. Królewska 27 tel. 620 40 13,620 81 62www.wydawnictwoamber.pli,George 'owi Lucasowi i Stevenowi Spielbergowiza to, że potrafili zmienić fanów takich jak jaw bohaterów przemierzających mrokWLI5HE rokVuelta...i rancesco de Orellana zrobił kilka ostatnich chwiejnych kroków ku krawędzi urwiska. Na skraju przepaści padł na kolana. Ogromna pustynna równina rozpościerała się setki metrów pod nim. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Francesco wpatrywał się w wypalony kamienisty krajobraz - odbicie jego własnej duszy. Z wysokości dostrzegał dziwne obrazy wyżłobione w powierzchni ziemi. Ogromne, rozciągające się na wiele kilometrów kamienistej równiny figury małp, owadów, węży, kwiatów i przedziwnych wielokątów.Przeklęta przez Boga ziemia demonów. Nigdy nie powinien był tu przybywać.Zerwał z głowy konkwistadorski hełm i rzucił za siebie. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca wbił swój rapier w rozgrzaną piaszczystą ziemię. Hiszpańskie głownia i rękojeść wyglądały jak krzyż.Modlił się o wyzwolenie, przebaczenie i zbawienie.El dios ąueńdo, me perdona.Ale za zbrodnie, które popełnił, nie było przebaczenia.Krew spływała z jego złoconej zbroi, z miecza i napierśnika. Krew ludzi, których zabił własnymi rękami.Złotym sztyletem podciął gardła bliźniakom, Iagowi i Isidrowi. Mieczem zaszlachtował Gaspara jak świnię, a barczystemu Rogeliowi gładko odjął głowę. Uciekającego Oleosa zabił sztychem w plecy, Diega dosłownie ściął z nóg rapierem. Krzyki ostatniego z ludzi ścigały Francesca aż nad skraj otchłani.Ale teraz wszystko ucichło.Mord dokonany.Yuelta...7Zasłonił twarz dłońmi i wbił paznokcie głęboko w skórę. Miał nadzieję, że pozbędzie się rozkazu rozbrzmiewającego w jego głowie, i przeklinał się w myślach za popełnione świętokradztwo. Ale rozkaz pozostał. Silny impuls drążył jego mózg niczym zardzewiały hak, niczym kleszcze zaciskające się wzdłuż kręgosłupa. Był w pułapce.Od tygodni uciekał przed tym przeklętym miejscem. Uniósł ze sobą skarby, które rzuciłyby na kolana królów, a królowe doprowadziły do łez. Zdobył skrzynie pełne złota i srebra, rubinów i szmaragdów. Kilka dni drogi dzieliło go od statku oczekującego w zatoczce.Był tak blisko.Vuelta...Padł na ziemię obok swej broni i błagał o wyzwolenie. Dopiero gdy zapadł zmrok, uległ rozkazowi trawiącemu jego ciało. Z każdym krokiem dzielącym go od tej przeklętej doliny to jedno słowo brzmiało coraz głośniej w jego głowie. Nie było ucieczki. W końcu zrozumiał, że nie jest w stanie iść w kierunku oczekującego statku. Niczym owad uwięziony w bursztynie, nie mógł wykonać żadnego ruchu. Została mu tylko jedna droga.Jego ludzie nie mieli takich obaw. Paplali jak dzieci, podekscytowani drogą do domu. Dzielili się wielkimi planami i marzeniami, które zrealizują dzięki zdobytym bogactwom. Nie słuchali go, gdy mówił im o powrocie. Spierali się z nim, to prosząc, to przeklinając. Chcieli zabrać skarb i ruszyć w kierunku statku, nawet gdyby mieli zostawić Francesca samemu sobie.A on pozwoliłby im na to.Jednak w swej chciwości chcieli zabrać także to, co należało tylko do Francesca. Miarka się przebrała! Zaślepiony nienawiścią, wykosił ich niczym zboże. Nic go nie mogło powstrzymać.Vuelta...Nareszcie był sam.Nareszcie mógł zawrócić.Kiedy słońce zniknęło za horyzontem i zapadła noc, podniósł się z ziemi, wziął hełm i rapier. Był gotów usłuchać rozkazu. Ruszył wzdłuż ciemnego zbocza. Wtem jego wzrok przyciągnął jakiś ruch.Poniżej z cienia skał wyłoniły się postacie. Wychodziły z rozpadlin i z pni powykręcanych drzew.Nadchodziły ze wszystkich stron wprost na niego. Słyszał trzask nagich kolan i stukot twardych pięt.Nadciągała bezcielesna armia... armia szkieletów.Zbladł. Cofnął się, już całkiem pewny, że jest naprawdę potępiony.Nieumarli kroczyli ku niemu.Szli zabrać go do piekła.8Tam było jego miejsce.Krzyknął w nocne niebo - nie ze strachu, lecz z rozpaczy nad swą na wieki potępioną duszą. Zawiódł, nie usłuchał rozkazu drążącego jego myśli. Bezlitosne, nieugięte trupy szły mu na spotkanie. Jego krzyk rozdarł ciemność. Lecz Francesco de Orellana słyszał tylko jedno słowo.Yuelta...ccUl-Rozdział IPółwysep Jukatan, 1957 rokkażdym kamieniu zapisany był kawałek historii...Podczołgał się na środek okrągłej komnaty. W jej podłodze wyrzeźbiono kalendarz Majów - ogromne koło z koncentrycznych okręgów glifów, wrzynających się głęboko w skałę. Przed nim otoczony kręgami, wznosił się ogromny posąg głowy pierzastego węża. Zębata paszcza rozwierała się szeroko, gotowa pochłonąć nieostrożnych śmiałków. Była wystarczająco szeroka, aby pomieścić dorosłego mężczyznę.Co jednak się w niej kryje?Musiał się dowiedzieć.Gdyby tylko mógł tam sięgnąć...Próbował posuwać się szybciej, ale sufit był za nisko. Nie mógł nawet unieść się na łokciach. Wierni musieli prześlizgiwać się po podłodze na podobieństwo węży - może dla uczczenia boga Majów Quetzalcoatla, pierzastego węża. Tyle że ten, kto właśnie nawiedził komnatę, nie nosił stroju z piór, tylko wytarte spodnie khaki, wyblakłą skórzaną kurtkę lotniczą i sfatygowaną brązową fedorę.Utytłany w błocie czołgał się po wapiennej podłodze. Na Jukatanie lało od tygodnia. Ostatnie promienie słońca były tylko odległym wspomnieniem. Co gorsza, na noc zapowiedziano tropikalną burzę. Jak tak dalej pójdzie, będą musieli wycofać się z porośniętych dżunglą ruin na wybrzeżu.- Indiana! - dobiegł go głos ze szczytu schodów za plecami.- Jestem trochę zajęty, Mac! - odkrzyknął.- Słońce zaszło, kolego! - poganiał go przyjaciel. Brytyjski akcent zdradzał zaniepokojenie. - Wiatr się wzmaga. Przed chwilą przeleciał mi koło głowy kokos.13- To tylko tropikalna burza!- Indy, to huragan!- No dobra, niech będzie, taka większa tropikalna burza! Co nie zmienia faktu, że jestem ciut zajęty. Nie ruszę się stąd, dopóki nie zobaczę, co ukryto wewnątrz tego posągu. Najwyraźniej coś ważnego.Indy odkrył tajne wejście do świątyni dwa dni wcześniej. Znajdowała się pod miastem Majów, na środkowym wybrzeżu Jukatanu. Po wielu godzinach ostrożnych wykopalisk udało się im odsłonić pochyły szyb wiodący do ukrytej komnaty. Przez całe stulecia dżungla skrywała go przed wścibskimi spojrzeniami i lepkimi paluchami rabusiów.Indy odczytywał kalendarz, sunąc po podłodze. Zewnętrzny pierścień przedstawiał mit stworzenia według Popol Vuh, świętej księgi Majów. Datowała ona początek świata na 13.0.0.0.0 4-Ahwa 8-Kumk'u, czyli 13 sierpnia 3114 roku p.n.e. Kolejne koncentryczne kręgi przedstawiały historię plemienia Quiche - szczepu Majów, który osiedlił się głównie na terenach obecnej Gwatemali. Znaków ich pisma nigdy nie odnaleziono tak daleko na północy. Te tutaj opowiadały historię narodzin i wyniesienia Quetzalcoatla.Indy zignorował dotkliwy ból kolan i czołgał się dalej ku środkowemu kręgowi i wznoszącej się z niego rzeźbie. Ostatni pierścień obwieszczał ostatni dzień kalendarza i zarazem datę końca świata - 21 listopada 2012 roku.Pięćdziesiąt pięć lat od teraz.Czy świat naprawdę skończy się tego dnia?Ruszył dalej. Będzie jeszcze czas, żeby się tym martwić.Dotarł wreszcie do głowy wężowego boga i wsunął latarnię między kamienne kły. Poniżej paszczy otwierała się mała komnata - bez podłogi. Był to po prostu otwór, jak gardziel kamiennej bestii. Gardziel mroczna i głęboka - zbyt głęboka, by dojrzeć dno - ale odpowiadająca szepczącym echem.Indy wsunął się w paszczę i obniżył latarnię. Dojrzał błysk srebra, lecz ciemności nie pozwalały dostrzec żadnych szczegółów.- Indiana! - zawołał znów Mac. - Co tam wyprawiasz?- A niby jak to wygląda?- Wygląda, jakby cię pożerał wąż!Indy aż się wzdrygnął. Jego najgorszy koszmar. Przekręcił się i zdjął z ramienia bicz. Przywiązał skórzany rzemień do uchwytu latarni i opuścił ją w głąb czeluści. Ciemność cofała się z wolna przed blaskiem światła. Ściany studni wydawały się wykonane z surowego, polerowanego wapnia.Wreszcie światło wydobyło z ciemności źródło srebrzystego blasku: była to po prostu woda przepływająca dnem gardzieli. Szyb otwierał się na jedną z wielu podziemnych rzek przecinających porowate wapienne wybrzeże Jukatanu. Takie rzeki i tunele, ciągnące się na setki kilometrów,14tworzyły tu istny podziemny labirynt. Majowie uważali je za przejścia do kolejnego życia.Indy opuścił latarnię nieco niżej. Nurt rzeki był wartki, prąd zdradziecki. Tygodnie ulew i nadciągający tajfun podniosły poziom wody. Jednak woda, choć bystra, była krystalicznie czysta. W blasku latarni już niemal widział ostatni glif wyryty w dnie koryta rzeki.Wsunął się głębiej w rozwartą paszczę posągu. Zwisał z głową w dół studni, ramiona wyprostował na całą długość. Glif znalazł się wreszcie w zasięgu wzroku. Indy od razu go rozpoznał. Te same ryty widział na nad-prożu jednej ze świątyń. Sylwetka człowieka do góry nogami, jakby spadał, symbolizująca narodziny ludzkości.A może było to dosłowne ostrzeżenie przed...Za późno. Krawędź kamienia odłamała się pod jego ciężarem i Indy runął w dół. Serce podeszło mu do gardła, tłumiąc okrzyk zaskoczenia i przerażenia. Próbował czepiać się ścian; rozłożył s... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pingus1.htw.pl