Robin Cook Epidemia, ebooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Robin Cook"Epidemia"T�umaczy�Maciej Ka�skiDom Wydawniczy REBISPozna� 1994Tytu� orygina�uOutbreakCopyright (c) by Robin Cook 1987Copyright (c) for the Polish translation by R E BIS PublishingHouse Ltd. 1994RedakcjaIzolda KiecOpracowanie graficznePawe� SzychalskiWydanie IISBN 83-7120-153-2Dom Wydawniczy REBISul. Marceli�ska 18, 60-801 Pozna�tel. 65-66-07, tel./fax 65-65-91�amaniedtp Marek Bar��gOs. Kosmonaut�w 4/41, 61-624 Pozna�tel. 231-610PROLOGZair, Afryka7 wrze�nia 1976 r.Dwudziestojednoletni student biologii Uniwersytetu Ya-le, John Nordyke, obudzi� si� o brzasku na skraju zairskiejwioski, po�o�onej na po�udnie od Bumby. Wysun�� si� zeswojego przesi�kni�tego potem �piwora, by wyjrze� przezsiatkow� po�� nylonowego namiotu g�rskiego. W jegouszach odg�osy deszczu w tropikalnym lesie zlewa�y si� z po-gwarem budz�cej si� wioski. Delikatny podmuch wiatruprzyni�s� ciep��, ostr� wo� krowiego �ajna, zmieszan� z gry-z�cym zapachem palenisk. Wysoko nad g�ow� dostrzeg� syl-wetki ma�p grasuj�cych w�r�d bujnej ro�linno�ci, kt�ra za-s�ania�a widok nieba.W nocy spa� niespokojnie i teraz podnosi� si� z pos�aniachwiejnie i oci�ale. Czu� si� znacznie gorzej ni� poprzedniejnocy, kiedy to w jak�� godzin� po kolacji dosta� napadudreszczy i gor�czki. Przysz�o mu na my�l, �e pomimo staran-nej profilaktyki i za�ywania arechiny nie uchroni� si� jednakprzed malari�. Problem polega� na tym, �e nie spos�b by�ounikn�� ca�ych chmar moskit�w, ka�dego wieczoru nadci�-gaj�cych znad mokrade� ukrytych w bagnistej d�ungli.Chwiejnym krokiem uda� si� do wioski, gdzie zapyta�o najbli�szy szpital. W�drowny kaznodzieja poinformowa�go, �e w Yambuku, ma�ym miasteczku odleg�ym o kilka ki-lometr�w na wsch�d, znajduje si� belgijski szpital misyjny.N�kany chorob� i strachem, ch�opak pospiesznie zwin��ob�z, wepchn�� namiot oraz �piw�r do plecaka i niezw�ocz-nie wyruszy� do Yambuku.John zdecydowa� si� wzi�� sze�ciomiesi�czny urlop z col-lege'u, by zaj�� si� fotografowaniem zwierz�t Afryki, mi�dzyinnymi zagro�onego wygini�ciem gatunku goryla g�rskiego.By�o to marzenie jego dzieci�stwa - pod��y� �ladami5legendarnych dziewi�tnastowiecznych badaczy, kt�rzy pier-wsi odkrywali tajemnice Czarnego L�du.Yambuku okaza�o si� niewiele wi�ksze ni� wioska, kt�r�dopiero co opu�ci�, a szpital misyjny swym wygl�dem niebudzi� zaufania. By�o to kilka �a�osnych budynk�w, skleco-nych z �u�lowych pustak�w, a ka�de z pomieszcze� a� si�prosi�o o natychmiastowy remont. Dachy kryte by�y pordze-wia��, falist� blach� lub na podobie�stwo chat tubylczych- strzech�. Nigdzie nie by�o wida� �adnych oznak elektry-fikacji.Po dokonaniu rejestracji u zakonnicy, odzianej w trady-cyjny habit, pos�uguj�cej si� wy��cznie francuskim, przysz�omu czeka� na swoj� kolej w otoczeniu t�umu tubylc�w re-prezentuj�cych wszystkie mo�liwe stadia os�abienia i najr�-niejsze choroby. Przygl�daj�c si� im, pomy�la� ze strachem,czy aby nie nabawi si� tu czego� gorszego od swych obecnychdolegliwo�ci. W ko�cu zosta� przyj�ty przez belgijskiego le-karza o udr�czonym wyrazie twarzy, kt�ry m�wi� troch� poangielsku, jakkolwiek niewiele.Postawiona w wyniku pospiesznego badania diagnozapotwierdzi�a przypuszczenia Johna co do ataku malarii. Le-karz zaordynowa� mu zastrzyk chlorochiny i nakaza� zg�osi�si� ponownie, je�li w ci�gu dnia nie nast�pi polepszenie.Badanie by�o sko�czone. John pos�usznie ustawi� si� w ko-lejce do gabinetu zabiegowego w oczekiwaniu na zastrzyk.Wtedy w�a�nie zauwa�y�, �e w szpitalu bynajmniej nie obo-wi�zuje zasada dok�adnej sterylizacji: piel�gniarka nie u�y-wa�a igie� jednorazowych, lecz pos�ugiwa�a si� na przemianjedn� z trzech posiadanych strzykawek. John by� przekona-ny, �e kr�tkie zanurzenie ich w roztworze sterylizacyjnymw znikomym tylko stopniu przyczynia�o si� do oczyszczeniaz zarazk�w. Nadto piel�gniarka najzwyczajniej wy�awia�astrzykawki z roztworu palcami. Gdy nadesz�a jego kolej,John mia� ochot� skomentowa� ten fakt, lecz jego znajomo��francuskiego okaza�a si� niewystarczaj�ca. Poza tym dobrzezdawa� sobie spraw� z tego, �e pilnie potrzebuje lekarstwa.Przez nast�pne kilka dni John winszowa� sobie, �e po-wstrzyma� si� od uszczypliwych uwag, albowiem jego stan6znacznie si� poprawi�. Ch�opak pozostawa� w pobli�u Yam-buku, zajmuj�c si� fotografowaniem scen z �ycia plemieniaBudza - zapalczywych �owc�w, z ochot� demonstruj�cychswoje m�stwo jasnow�osemu cudzoziemcowi. Trzeciegodnia, kiedy czyni� przygotowania, by ruszy� �ladami Hen-ry'ego Stanleya w g�r� rzeki Zair, nagle zwali� go z n�g gwa�-towny nawr�t choroby. Najpierw pojawi� si� silny b�l g�owy,po kt�rym wyst�pi�y nag�e dreszcze, gor�czka, nudno�cii biegunka. W nadziei, �e-podobnie jak poprzedni - r�w-nie� i ten atak wkr�tce przejdzie, John zaszy� si� w namiociei przeczeka� noc, wstrz�sany dreszczami, majacz�c o domo-wym cieple, czystej po�cieli i komfortowej �azience na ko�cukorytarza. Ranek zasta� go wyczerpanym i odwodnionympo serii wymiot�w. Z trudem uda�o mu si� pozbiera� swojerzeczy i wyruszy� w drog� do szpitala. Dotar�szy na miejsce,osun�� si� bezw�adnie na pod�og�, a z jego ust bluzn�a jas-noczerwona struga krwi.Jak�� godzin� p�niej ockn�� si� w pokoju, w kt�rymopr�cz niego by�o jeszcze dw�ch pacjent�w cierpi�cych naci�ki rodzaj malarii, odporny na wszelkie dost�pne specy-fiki.Ten sam lekarz, kt�ry bada� Johna poprzednio, zaalarmo-wany jego stanem, tym razem stwierdzi� niespotykane ob-jawy dodatkowe: tajemnicz� wysypk� na piersiach oraz mi-kroskopijne p�kni�cia naczy� krwiono�nych w bia�kachoczu. Pomimo i� trwa� przy swej poprzedniej diagnozie, by�teraz wyra�nie zaniepokojony. To nie wygl�da�o na typowyprzypadek malarii. Lekarz zdecydowa� si� poda� dodatko-wo chloramfenikol, na wypadek gdyby ch�opiec mia� durbrzuszny.16 wrze�nia 1976 r.Doktor Lugasa, Okr�gowy Komisarz Zdrowia w rejonieBumba, spogl�da� przez otwarte okno swego biura na roz-lane wody rzeki Zair, roziskrzone w porannym s�o�cu. Po-my�la� ze smutkiem, �e dawna nazwa "Kongo" zawiera�ajednak w sobie pewien fascynuj�cy element tajemniczo�ci.Powracaj�c do spraw zawodowych, przeni�s� wzrok na7le��cy na biurku list, dopiero co otrzymany z misyjnegoszpitala w Yambuku, a donosz�cy o zgonie ameryka�skiegoturysty, niejakiego Johna Nordyke'a, oraz bawi�cegow tamtych okolicach rolnika z plantacji znad rzeki Ebola.Lekarz z misji twierdzi�, �e ich �mier� nast�pi�a na skuteknieznanej i b�yskawicznie rozprzestrzeniaj�cej si� infekcji.Dotychczas zarazi�o si� ni� dw�ch pacjent�w umieszczo-nych w jednej sali z Amerykaninem, czworo domownik�wgoszcz�cych nieszcz�snego rolnika i piel�gnuj�cych go pod-czas choroby, a tak�e dziesi�ciu pacjent�w ambulatoryjnychszpitala.Doktor Lugasa zdawa� sobie spraw� z faktu, �e ma dwawyj�cia: po pierwsze, m�g� nawet nie kiwn�� palcem w tejsprawie i to wydawa�o mu si� najrozs�dniejsze. B�g jedenwie, jakiego rodzaju endemiczne epidemie rozszala�y si�gdzie� tam g��boko w buszu. Drug� mo�liwo�ci� by�o wype�-nienie przyprawiaj�cej o zawr�t g�owy sterty formularzyurz�dowych, zg�aszaj�cych �w przypadek do Kinszasy,gdzie z kolei kto� taki jak on, tyle �e wy�ej postawiony, praw-dopodobnie zdecyduje, i� najlepiej nic w tej sprawie nie ro-bi�. Doktor Lugasa doskonale wiedzia�, �e je�li zdecyduje si�wype�ni� formularze, b�dzie zobowi�zany odby� podr� doYambuku, a sama my�l o tym by�a mu szczeg�lnie niemi�a,zw�aszcza teraz, w niezwykle wilgotnej i parnej porze roku.Z pewnym poczuciem winy doktor Lugasa zmi�� w d�onilist i wrzuci� go do kosza na �mieci.23 wrze�nia 1976 r.Tydzie� p�niej na lotnisku Bumba doktor Lugasa ner-wowo przest�powa� z nogi na nog� obserwuj�c, jak wys�u-�ony DC-3 schodzi do l�dowania. Pierwszy pojawi� si�w wyj�ciu doktor Bouchard, jego prze�o�ony z Kinszasy. Po-przedniego dnia Lugasa zatelefonowa� do Boucharda, infor-muj�c go o wybuchu powa�nej epidemii nieznanego pocho-dzenia w okolicy szpitala misyjnego w Yambuku. Dotkn�aona nie tylko lokaln� ludno��, ale r�wnie� personel szpitala.W rozmowie Lugasa ani s�owem nie wspomnia� o li�cie, kt�-ry otrzyma� stamt�d tydzie� wcze�niej.8Po kr�tkim powitaniu na pasie startowym obaj lekarzewcisn�li si� do toyoty corolli, nale��cej do Lugasy. Bouchardzapyta�, czy nadesz�y jakie� nowe wiadomo�ci z Yambuku.Lugasa odchrz�kn��, wci�� jeszcze wytr�cony z r�wnowagiporannymi informacjami radiowymi. Wed�ug doniesie�zmar�o jedena�cie os�b z siedemnastoosobowego personeluszpitala, powi�kszaj�c liczb� stu czternastu ofiar spo�r�dmieszka�c�w wioski. Szpital zamkni�to z powodu braku lu-dzi zdolnych do jego obs�ugi.Doktor Bouchard zarz�dzi� kwarantann� dla ca�ego rejo-nu Bumby. Niezw�ocznie zatelefonowa� kilkakrotnie doKinszasy, po czym poleci� bynajmniej nie kwapi�cemu si�do podr�y Lugasie zorganizowanie transportu do Yambu-ku w celu bezpo�redniej oceny sytuacji.24 wrze�nia 1976 r.Kiedy nast�pnego dnia obaj lekarze stan�li na opuszczo-nym dziedzi�cu szpitala misyjnego w Yambuku, powita�aich z�owroga cisza. Wzd�u� balustrady pustego tarasu prze-nikn�� szczur, w nozdrza przybysz�w uderzy� zgni�y od�r.Przyciskaj�c do nosa bawe�niane chusteczki, z niech�ci� wy-siedli z land rovera i ostro�nie zajrzeli do najbli�szego bu-dynku. Le�a�y tam zw�oki dw�ch os�b, powoli rozk�adaj�cesi� z powodu upa�u. Dopiero w trzecim budynku natkn�lisi� na pozosta�� jeszcze przy �yciu piel�gniark�, majacz�c�w gor�czce. Przeszli do opuszczonej sali operacyjnej, gdzie- i tak zbyt p�no szukaj�c ochrony przed wirusem - za-opatrzyli si� w r�kawiczki, fartuchy i maski. Dr��c z niepo-koju o w�asne zdrowie, zaj�li si� chor� piel�gniark�, a na-st�pnie pocz�li rozgl�da� si� za reszt� personelu. W�r�d trzy-dziestu cia�, kt�re napotkali,... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pingus1.htw.pl