Rok 1919, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
John Dos PassosRok 1919Tłumaczył Krzysztof ZarzeckiOD TŁUMACZARok 1919 jest po wydanym przed kilku laty 42 równoleżniku drugš częciš trylo-gii USA ukazujšcš się w polskim przekładzie. Napisane w latach trzydziestych USA po-zostało do dzi szczytowym osišgnięciem w twórczoci Johna Dos Passosa, stawiajšcym gow rzędzie wielkich pisarzy amerykańskich naszego stulecia.O pół roku starszy od Fitzgeralda, półtora od Faulknera, dwa i pół od Hemingwaya DosPassos tak jak oni wszedł do literatury prosto z frontów pierwszej wojny wiatowej. W latachtrzydziestych był w Polsce najsławniejszym z pisarzy amerykańskich tzw. zagubionego po-kolenia. Przetłumaczono wówczas dwie znane również z powojennych wznowień powieci:Trzech żołnierzy, jednš z najgłoniejszych pozycji pacyfistycznych okresu międzywojen-nego, oraz Manhattan Transfer, kronikę życia Nowego Jorku na poczštku wieku.Trylogia USA jest bogatszym i dojrzalszym przetworzeniem dowiadczeń, z którychwyrosły owe dwie wczeniejsze powieci. Miejsce Nowego Jorku z Manhattan Transferzajmuje tutaj panorama całego, olbrzymiego kontynentu amerykańskiego na przestrzeni lattrzydziestu, ukazana przez pulsujšce goršczkowym życiem biografie dwunastu fikcyjnychbohaterów obojga płci, reprezentujšcych różne obszary geograficzne i sfery społeczne Ame-ryki. 42 równoleżnik ukazuje pokolenie pełne nadziei na lepsze jutro wiataw rozpoczynajšcym się nowym stuleciu; Rok 1919 przedstawia wielki wstrzšs, jaki muzgotowała wojna wiatowa; Ciężkie pienišdze zamykajš jego losy klamrš wielkiego kryzy-su.Fikcyjne życiorysy dwunastu bohaterów trylogii przeplótł Dos Passos krótkimi rozdzia-łami-przerywnikami, utrwalajšcymi klimat i smak epoki. Sš one trojakiego rodzaju: dwadzie-cia szeć pełnych ekspresji, zwięzłych biografii sławnych Amerykanów tej epoki prezy-dentów Wilsona i Teodora Roosevelta, pisarza-rewolucjonisty Johna Reeda i bankiera Mor-gana, wynalazcy Edisona i aktora Rudolfa Valentino, fabrykanta automobilów Henry Fordai tancerki Izadory Duncan; szećdziesišt osiem dokumentarnych Kronik złożonychw całoci z nagłówków gazetowych, fragmentów wypowiedzi i artykułów, popularnych szla-gierów i reklam; wreszcie pięćdziesišt jeden rozdzialików zatytułowanych Oko kamery,stanowišcych poetyckie strzępy autobiografii samego autora.Oto elementy, z których Dos Passos skomponował niezwykłš i niepowtarzalnš powie-ciowš kronikę burzliwego okresu w życiu wielomilionowego narodu.KRONIKA XXAch, piechota, infanteriaZ matkš ziemiš za uszamiARMIE STARŁY SIĘ POD VERDUN W NAJWIĘKSZEJ BITWIE WIATA 150 000OSÓB W WIELKIM POCHODZIEwyłania się jednak inna nader ważna kwestia. Giełda nowojorska jest dzisiaj jedynymwolnym rynkiem obrotu papierami wartociowymi. Jeżeli i nadal zachowa tę pozycję,z łatwociš może się stać największym w wiecie orodkiem handlu waloramiFLOTA BRYTYJSKA PŁYNIE OBSADZIĆ ZŁOTY RÓGKawalerio, artylerio,Z przeklętymi saperami,Nie wam z naszš infanterišMierzyć się osišgnięciamiPOD GALLIPOLI TURCY UCIEKAJĽ PRZED ANGLIKAMIco pomylš sobie powracajšcy z wojny żołnierze o owym Amerykaninie, który taplajšcsię w piasku przybrzeżnych mielizn paple o jakim nieokrelonym nowym porzšdku? Im,którzy przeżyli wielkš pożogę, rojenia słabeusza muszš przywieć z powrotem na myl rozle-gły no mans land Europy zionšcy mordem i żšdzš grabieży, spowity dymami rewolucjiSTRAJKUJĽCY KELNERZY ZWRACAJĽ SIĘ O POMOC DO KOBIETZielone sš klony, zielone jesiony,Zieleńsze trawniki Północnej Amerykipozycja taka będzie jednakowoż wymagała cišgnięcia z zagranicy wielkich sum nie-zbędnych dla zachowania równowagi w naszym krajuGdy mylę o fladze, która powiewa na naszych okrętach, o tej jedynej barwnej plamie,która porusza się jak żywa na ich martwych bryłach, wydaje mi się, że to paski pergaminuz wypisanymi zasadami wolnoci i sprawiedliwoci, przedzielone smugami krwi przelanejw ich obronie, w rogu za ów błękit obiecany, w którym oby kšpało się każde państwo reali-zujšce te zasady.Gwiadzisty Sztandar znowu zawinie na słupie,A my wrócim do służby, którš mamy w... poważaniuJOE WILLIAMSJoe nacišgnšł używane cywilne ubranie, a mundur z zawiniętym w rodku kamieniemwrzucił z nabrzeża do mętnej wody basenu portowego. Było południe i nigdzie żywej duszy.Spostrzegł, że nie ma pudełka po cygarach, i zrobiło mu się głupio. Wrócił do szopy; leżałotam, gdzie je zostawił. Kiedy były w nim cygara Flor de Mayo, które kupił po pijanemuw Guantanamo. Teraz trzymał w nim owinięte starannie w złotš papierowš koronkę zdjęciematuralne Janey, amatorskš fotkę Aleka z motocyklem, fotografię z podpisami trenera i całejdrużyny szkolnej, której był kapitanem, wszystkich w kostiumach baseballowych, starepomarańczowe mocno przyblakłe zdjęcie holownika tatusia Mary B. Sullivansfotografowanego z Virginia Capes w trakcie holowania żaglowca z rejami na wszystkichmasztach, pocztówkowe zdjęcie rozebranej dziewczyny imieniem Antoinette, z którš spałw Villefranche, kilka żyletek, pocztówkowš fotografię przedstawiajšcš jego i dwu innychmajtków w galowej bieli na tle mauretańskiej kolumnady w Maladze, garć zagranicznychmarek pocztowych, paczkę kondomów oraz dziesięć czerwonaworóżowych muszelek, którezebrał na plaży w Santiago.Z pudełkiem pod pachš, czujšc się jak ostatni dziad w workowatym ubraniu, ruszył wolnow stronę latarni morskiej odprowadzajšc wzrokiem eskadrę, która odpływała w szykubojowym w dół La Platy. Dzień był pochmurny, więc smukłe kršżowniki rozpłynęły sięrychło w smugach dymu, a Joe zaczšł się z kolei gapić na zardzewiałego trampa, którywchodził do portu. Statek miał ciężki przechył na bakburtę, widać było jego liskoomszałyzielony kadłub poniżej linii zanurzenia. Na rufie powiewała niebiesko-biała flaga grecka, nadziobie wcišgnięta do pół masztu brudna żółta flaga kwarantanny.Jaki mężczyzna zaszedł Joego z tyłu i powiedział co po hiszpańsku. Był umiechniętyi ogorzały, miał na sobie granatowy drelich i palił cygaro, ale nie wiedzieć czemu Joegoogarnęła panika.No sabe rzucił i odszedł szybko; między składami wydostał się z portu na ulicę.Miał trudnoci z odnalezieniem knajpy Marii, wszystkie domy tak były do siebiepodobne. Poznał jš dopiero po pianoli w oknie. Znalazłszy się w dusznym pachnšcymanyżkiem wnętrzu stał długo przy barze, z lepišcym się kuflem w ręce, i gapił się na ulicęprzewitujšcš jaskrawymi pasmami przez paciorkowš zasłonę w drzwiach. Był pewien, żelada chwila zobaczy białe mundury i żółte kabury przechodzšcego patrolu piechoty morskiej.Oparty o cianę za barem stał młody Mulat o krzywym nosie i patrzył niewidzšcymioczyma. Wreszcie Joe się zdecydował i podniósł brodę znad kufla. Mulat podszedł, wycišgnšłkonfidencjonalnie szyję przez szerokoć baru i oparty na jednej ręce, drugš jšł wodzić szmatšpo ceracie. Muchy, które obsiadły mokre kręgi po kuflach, poderwały się z ceraty i wmieszaływ chmarę brzęczšcš pod sufitem.Słuchaj, powiedz Marii, że mam interes wymamrotał Joe kšcikiem ust.Mulat po drugiej stronie baru podniósł dwa palce.Dos pesos powiedział.Co ty? Chcę tylko pogadać.Maria kiwnęła na niego z drzwi w głębi. Była to blada kobieta o wielkich oczachrozstawionych szeroko w sinych workach. Przez pogniecionš różowš suknię, ciasno opiętš nazwalistych piersiach, widać było otoczki jej sutek. Usiedli przy stoliku w izbie za knajpš.Dwa piwa! krzyknšł Joe przez drzwi.Co ty chce, hijo de mi alma ? zapytała Maria.Ty sabe doktor Sidner?Pewno. Yo se wszystkie yanki. Co ty zrobił, ty nie pojechał z wielki okręt?Nie, nie pojechał z wielki okręt. Pobił wielki skurwysyn, kapujesz?Che! Piersi trzęsły się jej jak galareta, kiedy Maria się miała. Położyła mu tłustš rękęna karku i przycišgnęła jego twarz do swojej. Biedny chłopak! Pobił pod oko?Pewnie, że mi podbił oko. Odsunšł się od niej. Podoficer. Dostał w mordę tak, że gozamroczyło, kapujesz? Nie ma już dla mnie miejsca w Marynarce Wojennej, dałem nogę.Słuchaj, doktorek mówił, że znasz faceta, który umie podrabiać papiery marynarskie. Patentstarszego marynarza, kapujesz? Bo ja teraz muszę do marynarki handlowej.Wypił resztę piwa. Maria siedziała kiwajšc głowš i powtarzajšc:Che, pobrecito , che. Potem zapytała płaczliwym głosem: ile masz dolar?Dwadziecia odparł Joe.On chce pięćdziesišt.Gówno, to jestem ugotowany.Maria obeszła jego krzesło i zarzuciła mu z tyłu ramię na szyję. Pochylona nad nim,wydała kilka cmoknięć.Ty czekaj minutkę powiedziała. My mylimy, sabes?Jej wielki biust cišżył mu na karku i na ramieniu, przyprawiajšc go o swędzenie skóry.Głupio mu było, że się pozwala tak dotykać w biały dzień, po trzewemu, ale siedział bezruchu. Nagle Maria wydała papuzi pisk:Paquito, ven aca!Z zaplecza wylazł brudny mężczyzna o czerwonej twarzy, czerwonym karku i głowie jakgruszka. Zaczęli rozmawiać po hiszpańsku nad głowš Joego. W końcu Maria poklepała go popoliczku i oznajmiła:Dobra jest, Paquito sabe, gdzie on mieszka. Może on bierze dwadziecia, sabes?Joe wstał z krzesła. Paquito zdjšł poplamiony kucharski fartuch i zapalił papierosa.Ty sabe, papiery marynarskie? zapytał Joe podchodzšc i zaglšdajšc mu w twarz.Dobra jest pokiwał tamten głowš.Joe uciskał Marię, uszczypnšł jš lekko.Jeste dobra dziewczyna, Maria.Z szerokim umiechem odprowadziła ich do drzwi knajpy. Przed wyjciem na ulicę Joespojrzał uważnie w prawo i w lewo. Nigdzie munduru. U wylotu ulicy, nad magazynamicementu, pochylało się czarne ramię żurawia. Wsiedli w tramwaj i jechali długo, nieod... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pingus1.htw.pl