Roberts Nora - 7 - Nieodparty urok, eboki programy jezyki obce, ebooks, Nora Roberts

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nora Roberts
Nieodparty urok
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Do Nowej Anglii wiosna przychodzi późno. Śnieg zalega
jeszcze pojedynczymi płatami, gdy drzewa z wolna zaczyna­
ją się zielenić, a na gałęziach pojawiają się maleńkie pączki
liści. Całkiem nagle z wnętrza ziemi wybuchają pierwsze
kolorowe kwiaty, a w powietrzu unosi się obiecujący zapach
wiosny.
B.J. z rozmachem otworzyła okno, by wpuścić do pokoju
świeży powiew poranka.
Dziś sobota, pomyślała z uśmiechem, zaplatając długie,
płowe włosy. Ponieważ do pełni sezonu brakowało jeszcze
trzech tygodni, pensjonat „Lakeside Inn" zapełniony był je­
dynie w połowie. A zatem nie będzie zbyt dużo pracy pod­
czas tego weekendu.
Zarządzała pensjonatem bardzo sprawnie w dużej mierze
dzięki lojalnym pracownikom, chociaż czasami kogoś z nich
ponosił temperament. Zupełnie jak w dużej rodzinie kłócili
się, obrażali, żartowali z siebie, ale w razie potrzeby tworzyli
zwarty zespół.
Pomyśleć, że to ja, zadumała się z pobłażliwym uśmie­
chem, jestem tu głównym rozjemcą.
Wciągając sprane dżinsy, zastanawiała się nad niestosow­
nością tego określenia. W lustrze patrzyła na nią drobna ko­
bieta o niemal dziecięcej urodzie, ubrana w luźną sportową
6
NORA ROBERTS
koszulkę. Oczy były najbardziej wyrazistą częścią jej twarzy,
dominowały nad zadartym noskiem i drobnymi ustami.
Zasznurowała wysłużone sportowe buty i wybiegła z poko­
ju, by sprawdzić, jak przebiegają przygotowani,a do śniadania.
Główne schody w pensjonacie, łączące cztery kondygna­
cje, były szerokie i pozbawione dywanu, tak proste i solidne
jak sam budynek.
Z satysfakcją odnotowała, że w holu wejściowym już po­
sprzątano i odsunięto zasłony, by wpuścić do wnętrza poran­
ne słońce; koronkowe poduszki na krzesłach poprawiono,
a błyszczący blat recepcji ozdabiał wazon za świeżymi pol­
nymi kwiatami. Gdy przechodziła przez hol, usłyszała dobie­
gający z jadalni szczęk sztućców oraz, co przyjęła z głębo­
kim westchnieniem, sprzeczkę dwóch kelnerek.
- Jeśli naprawdę lubisz mężczyzn z maleńkimi, świński­
mi oczkami, trafiłaś w dziesiątkę!
B.J. obserwowała, jak Dot nakrywając stoi białym, lnia­
nym obrusem, wzrusza swoimi chudymi ramionami.
- Wally wcale nie ma świńskich oczek! - odparowała
Maggie. - Są bardzo inteligentne. Jesteś , po prostu zazdrosna
- dodała z ponurym zadowoleniem.
- Zazdrosna, dobie sobie: Ja mam być zazdrosna o takie
chuchro o oczkach jak szpilki... Och dzień dobry, B.J.
- Dzień dobry. Dot, dzień dobry, Maggie. Położyłaś dwie
łyżki i nóż przy tym nakryciu,Dot. Jedną można chyba za­
stąpić widelcem.
Przy wtórze głośneso śmiechu koleżanki Dot rozwinęła
obrus.
- Wally zabiera mnie dziś wieczorem na podwójny seans
filmowy w kinie samochodowym.
NIEODPARTY UROK
7
B.J. w drodze do kuchni nadal słyszała wesoły głos Mag­
gie. W przeciwieństwie do pozostałej części pensjonatu,
kuchnia urządzona była bardzo nowocześnie. Niemal w każ­
dym kącie przestronnego pomieszczenia połyskiwała nie­
rdzewna stal, a ogromna kuchenka była dowodem, że jedze­
nie należało do głównych atrakcji tego pensjonatu. Szafki
i kredensy stały jak weterani na paradzie, ściany i linoleum
błyszczały czystością. B.J. uśmiechnęła się z zadowoleniem,
czując zapach świeżej kawy w ekspresie.
- Dzień dobry, Elsie. - Usłyszała lekko nieobecny po­
mruk korpulentnej kobiety, pracującej przy długim, czystym
blacie. - Jeśli wszystko jest pod kontrolą, wychodzę na dwie
godziny.
- Betty Jackson nie przyśle galaretki jeżynowej.
- Och, dlaczego nie? - Zła z powodu tej komplikacji B.J.
wzięła świeżą drożdżową bułeczkę i ugryzła kęs. - Pan Con-
ners zawsze prosi o tę galaretkę, a został tylko jeden słoik.
- Powiedziała, że skoro nie możesz się pofatygować, by
odwiedzić samotną, starą kobietę, ona nie może rozstać się
ze swoją galaretką.
- Samotna, stara kobieta? - Okrzyk BJ. był nieco stłu­
miony, ponieważ miała usta wypchane bułeczką drożdżową.
- Ona dostaje więcej wiadomości niż Associated Press. Do
diabła, Elsie, naprawdę potrzebuję tej galaretki! W zeszłym
tygodniu byłam zbyt zajęta, by wysłuchać najnowszych
plotek.
- Czy to z powodu przyjazdu nowego właściciela jesteś
taka zdenerwowana?
- Zdenerwowana? Wcale nie jestem zdenerwowana. -
Z rozłoszczoną miną wzięła drugą bułeczkę.
8
- NORA ROBERTS
- Eddie mówił, że po otrzymaniu listu, w którym pan
Reynolds zawiadomił o swoim przyjeździe, złorzeczyłaś pod
nosem i miotałaś się po swoim biurze.
- Nie złorzeczyłam. - Podeszła do lodówki, nalała
szklankę soku i, nie odwracając się, powiedziała do Elsie:
- Taylor Reynolds ma absolutne prawo do obejrzenia swojej
własności. Do diabła, chodziło mi tylko o te niejasne aluzje
na temat modernizacji budynku. Niech pan Reynolds lepiej
itrzyma się z daleka od „Lakeside Inn" i eksperymentuje z in­
nymi hotelami. Nas nie trzeba modernizować, niczego nie
potrzebujemy.
- Prócz galaretki z jeżyn - wtrąciła łagodnie Elsie.
B.J. zamrugała oczami i wróciła do rzeczywistości.
- Och, w porządku - wymamrotała, długimi krokami
maszerując ku drzwiom. - Pójdę do niej po tę galaretkę. Ale
i jeśli znów powtórzy, że Howard Bell to miły chłopiec i dobry
materiał na męża, zacznę krzyczeć w tym jej salonie pełnym
porcelanowych lalek i mebli obitych wzorzystym perkalem!
- Galaretka jeżynowa - nadal pomstowała pod nosem,
wsiadając na stary, czerwony rower. - Nowi właściciele
z dziwnymi pomysłami... - Uniosła twarz do słońca i odrzu­
ciła płowy warkoczyk za ramię.
Gdy pedałowała wzdłuż wysadzonej klonami drogi, zde­
nerwowanie z wolna ustąpiło i zaczęła delektować się pięk­
nym porankiem. Dolina pulsowała życiem. Kępki delikat­
nych fiołków i czerwonej koniczyny widniały na pofałdowa­
nych łąkach. Bielizna rozwieszona na sznurach powiewała
na łagodnym wietrze. Zbocza gór były nadal pokryte zimo­
wym płaszczem, gdzieniegdzie widać było nagie, czarne
drzewa i zielone sosny. Po niebie płynęły białe, eteryczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pingus1.htw.pl