Roberts Nora - Rodzina Stanislaski 02 - Księżniczka, rodzina stanislaski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Księżniczka
NORA ROBERTS
Tłumaczyła Hanna Wójt
1
Nie była osobą cierpliwą. Sama nigdy się nie spóźniała
i nie lubiła na nikogo czekać. Oczekiwanie wprawiało ją
w stan zimnej wściekłości. A w przypadku Sydney Hay-
ward był to stan bardziej niebezpieczny niż gwałtowny
wybuch złości. Jedno nieostrożne słowo mogło rozpętać
burzę.
Teraz właśnie czekała. Drobnymi, energicznymi kroka
mi przemierzała wzdłuż i wszerz swój gabinet, mieszczący
się w jednym z wieżowców Manhattanu. Pastelowe ściany,
złocisty parkiet, wszystkie przedmioty na swoim miejscu!
Kartki papieru, teczki, kolorowe długopisy, równo zatem-
perowane ołówki. Lśniący blat mahoniowego biurka. No
tes obok telefonu.
Ona sama idealnie pasowała do tego wnętrza. Wytwor
ny szary kostium, podkreślający szczupłą linię sylwetki,
dyskretny makijaż, na szyi mały sznur pereł, na przegubie
delikatnej ręki złoty zegarek. Prostota i elegancja, jak przy
stało na przedstawicielkę rodu Hay wardów.
Kruczoczarne włosy miała spięte na karku złotą spinką.
Porcelanową buzię o drobnych arystokratycznych rysach
pokrywała lekka warstwa pudru. Sydney miała dwadzie-
8
KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICA
ścia osiem lat, niezbyt skore do uśmiechu, kształtne usta
i duże błękitne oczy o myląco niewinnym wyrazie.
Spojrzała na zegarek i zdecydowanym krokiem podesz
ła do biurka. Telefon zadzwonił, zanim zdążyła wyciągnąć
rękę.
- Słucham.
- Przyszedł jakiś pan, w sprawie tych budynków na
Soho. Chce rozmawiać z osobą odpowiedzialną za remont.
A spotkanie o czwartej...
- Jest piętnaście minut po czwartej - poprawiła ją lodo
watym tonem Sydney. - Proszę go wpuścić.
- Oczywiście, proszę pani, tylko, że to nie jest pan
Howington.
A zatem nawet nie raczył pofatygować się osobiście. Przy
słał jakiegoś urzędnika. Usta Sydney wykrzywił grymas.
- Niech wejdzie - powtórzyła i nacisnęła guzik inter-
komu.
Jeśli sądzą, że będzie rozmawiała z jakimś urzędniczy-
ną, to głęboko się mylą, pomyślała i wzięła głęboki od
dech, zdecydowana dać ostrą odprawę człowiekowi, który
za chwilę miał nawiedzić jej gabinet.
Tylko jednak niezwykle starannemu wychowaniu za
wdzięczała fakt, że nie krzyknęła ze zdumienia na widok
wchodzącego mężczyzny. Właściwie nie wszedł - wpadł,
wtargnął do jej gabinetu jak pirat na pokład wrogiego
okrętu.
Był niezwykle przystojny. Wysoki, smagły, ciemnowło
sy, o dzikim spojrzeniu czarnych oczu. Włosy miał zebrane
na karku i spięte w mały kucyk; kilkudniowy zarost dopeł
niał całości obrazu.
KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICA
9
W porównaniu z jego potężną sylwetką jej gabinet wy
glądał jak domek dla lalek.
Na dodatek ów przybysz ubrany był jak zwykły robot
nik. Ot, stare dżinsy, sprany podkoszulek i długie, zabłoco
ne buty, zostawiające brudne ślady na lśniącym parkiecie.
Sydney zacisnęła usta. A więc nie wysłali nawet zwykłego
urzędnika, tylko jakiegoś montera, który na dodatek nie
uznał za stosowne wytrzeć buty przed wejściem.
- Dobrze trafiłem?
Obcesowy ton i lekki obcy akcent pogłębiły wrażenie,
że ma przed sobą istotę z innego świata.
Nagromadzenie skojarzeń sprawiło, że nie zapanowała
nad swoim głosem.
- Tak, i na dodatek spóźnił się pan - powiedziała ostro.
Jego oczy zwęziły się. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Naprawdę?
- Tak. Warto od czasu do czasu spojrzeć na zegarek.
Mój czas jest cenny, panie... panie...
- Stanisławski.
Włożył ręce do kieszeni i podszedł nieco bliżej. Teraz
prawie opierał się o biurko.
- Stani,.. sławski? - powtórzyła z trudem. - Chyba za
szła jakaś pomyłka. - Sydney uniosła ze zdziwieniem brwi.
Spojrzał na nią z mieszaniną zniecierpliwienia i zain
teresowania. Owszem, pomyślał, niczego sobie, ładna, na
wet bardzo ładna, ale on nie przyszedł tutaj, żeby tracić
czas na rozmowy z jakąś panieneczką, która stroi fochy.
- Na to wygląda - powiedział. - Hay ward pewnie musi
być już dobrze starszym panem, łysym, z białymi bokobro
dami.
10 KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICĄ
s
-- Ma pan na myśli mojego dziadka.
- To Hayward jest pani dziadkiem? Nie wiedziałem,
chcę z nim pogadać.
- Niestety, to niemożliwe, dziadek umarł dwa miesiące
temu.
Oczy mężczyzny natychmiast złagodniały, nabrały no
wego wyrazu.
- Och, bardzo mi przykro.
Ton jego głosu sprawił, że przez chwilę Sydney miała
dziwne wrażenie, że dopiero teraz słyszy prawdziwe wyra
zy współczucia.
- Dziękuję. Proszę, niech pan siada, przejdźmy do inte
resów.
Zimna, pełna dystansu, księżycowa, ocenił szybko jej
charakter. Bardzo dobrze, uznał. Będzie się lepiej rozma
wiało. Podobne sprawy najlepiej załatwia się na odległość,
bezosobowo.
- Wielokrotnie pisałem do pani dziadka - zaczął, siada
jąc na stylowym krześle naprzeciw biurka- lecz ostatniego
listu wiodocznie nie zdążył już dostać. Pewnie wiele się
zmieniło...
Tak, wiele się ostatnio zmieniło, pomyślała. Jej życie też
nagle stało się zupełnie inne niż kiedyś.
- Korespondencja powinna być adresowana do mnie
- usiadła za biurkiem i splotła dłonie - jak pan wie, w na
szej firmie są różne działy i...
- Co takiego?
Opanowała się wysiłkiem woli. Nie lubiła, kiedy jej
przerywano.
- Słucham, o co panu chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl pingus1.htw.pl
Księżniczka
NORA ROBERTS
Tłumaczyła Hanna Wójt
1
Nie była osobą cierpliwą. Sama nigdy się nie spóźniała
i nie lubiła na nikogo czekać. Oczekiwanie wprawiało ją
w stan zimnej wściekłości. A w przypadku Sydney Hay-
ward był to stan bardziej niebezpieczny niż gwałtowny
wybuch złości. Jedno nieostrożne słowo mogło rozpętać
burzę.
Teraz właśnie czekała. Drobnymi, energicznymi kroka
mi przemierzała wzdłuż i wszerz swój gabinet, mieszczący
się w jednym z wieżowców Manhattanu. Pastelowe ściany,
złocisty parkiet, wszystkie przedmioty na swoim miejscu!
Kartki papieru, teczki, kolorowe długopisy, równo zatem-
perowane ołówki. Lśniący blat mahoniowego biurka. No
tes obok telefonu.
Ona sama idealnie pasowała do tego wnętrza. Wytwor
ny szary kostium, podkreślający szczupłą linię sylwetki,
dyskretny makijaż, na szyi mały sznur pereł, na przegubie
delikatnej ręki złoty zegarek. Prostota i elegancja, jak przy
stało na przedstawicielkę rodu Hay wardów.
Kruczoczarne włosy miała spięte na karku złotą spinką.
Porcelanową buzię o drobnych arystokratycznych rysach
pokrywała lekka warstwa pudru. Sydney miała dwadzie-
8
KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICA
ścia osiem lat, niezbyt skore do uśmiechu, kształtne usta
i duże błękitne oczy o myląco niewinnym wyrazie.
Spojrzała na zegarek i zdecydowanym krokiem podesz
ła do biurka. Telefon zadzwonił, zanim zdążyła wyciągnąć
rękę.
- Słucham.
- Przyszedł jakiś pan, w sprawie tych budynków na
Soho. Chce rozmawiać z osobą odpowiedzialną za remont.
A spotkanie o czwartej...
- Jest piętnaście minut po czwartej - poprawiła ją lodo
watym tonem Sydney. - Proszę go wpuścić.
- Oczywiście, proszę pani, tylko, że to nie jest pan
Howington.
A zatem nawet nie raczył pofatygować się osobiście. Przy
słał jakiegoś urzędnika. Usta Sydney wykrzywił grymas.
- Niech wejdzie - powtórzyła i nacisnęła guzik inter-
komu.
Jeśli sądzą, że będzie rozmawiała z jakimś urzędniczy-
ną, to głęboko się mylą, pomyślała i wzięła głęboki od
dech, zdecydowana dać ostrą odprawę człowiekowi, który
za chwilę miał nawiedzić jej gabinet.
Tylko jednak niezwykle starannemu wychowaniu za
wdzięczała fakt, że nie krzyknęła ze zdumienia na widok
wchodzącego mężczyzny. Właściwie nie wszedł - wpadł,
wtargnął do jej gabinetu jak pirat na pokład wrogiego
okrętu.
Był niezwykle przystojny. Wysoki, smagły, ciemnowło
sy, o dzikim spojrzeniu czarnych oczu. Włosy miał zebrane
na karku i spięte w mały kucyk; kilkudniowy zarost dopeł
niał całości obrazu.
KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICA
9
W porównaniu z jego potężną sylwetką jej gabinet wy
glądał jak domek dla lalek.
Na dodatek ów przybysz ubrany był jak zwykły robot
nik. Ot, stare dżinsy, sprany podkoszulek i długie, zabłoco
ne buty, zostawiające brudne ślady na lśniącym parkiecie.
Sydney zacisnęła usta. A więc nie wysłali nawet zwykłego
urzędnika, tylko jakiegoś montera, który na dodatek nie
uznał za stosowne wytrzeć buty przed wejściem.
- Dobrze trafiłem?
Obcesowy ton i lekki obcy akcent pogłębiły wrażenie,
że ma przed sobą istotę z innego świata.
Nagromadzenie skojarzeń sprawiło, że nie zapanowała
nad swoim głosem.
- Tak, i na dodatek spóźnił się pan - powiedziała ostro.
Jego oczy zwęziły się. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Naprawdę?
- Tak. Warto od czasu do czasu spojrzeć na zegarek.
Mój czas jest cenny, panie... panie...
- Stanisławski.
Włożył ręce do kieszeni i podszedł nieco bliżej. Teraz
prawie opierał się o biurko.
- Stani,.. sławski? - powtórzyła z trudem. - Chyba za
szła jakaś pomyłka. - Sydney uniosła ze zdziwieniem brwi.
Spojrzał na nią z mieszaniną zniecierpliwienia i zain
teresowania. Owszem, pomyślał, niczego sobie, ładna, na
wet bardzo ładna, ale on nie przyszedł tutaj, żeby tracić
czas na rozmowy z jakąś panieneczką, która stroi fochy.
- Na to wygląda - powiedział. - Hay ward pewnie musi
być już dobrze starszym panem, łysym, z białymi bokobro
dami.
10 KSIĘŻNICZKA I CZAROWNICĄ
s
-- Ma pan na myśli mojego dziadka.
- To Hayward jest pani dziadkiem? Nie wiedziałem,
chcę z nim pogadać.
- Niestety, to niemożliwe, dziadek umarł dwa miesiące
temu.
Oczy mężczyzny natychmiast złagodniały, nabrały no
wego wyrazu.
- Och, bardzo mi przykro.
Ton jego głosu sprawił, że przez chwilę Sydney miała
dziwne wrażenie, że dopiero teraz słyszy prawdziwe wyra
zy współczucia.
- Dziękuję. Proszę, niech pan siada, przejdźmy do inte
resów.
Zimna, pełna dystansu, księżycowa, ocenił szybko jej
charakter. Bardzo dobrze, uznał. Będzie się lepiej rozma
wiało. Podobne sprawy najlepiej załatwia się na odległość,
bezosobowo.
- Wielokrotnie pisałem do pani dziadka - zaczął, siada
jąc na stylowym krześle naprzeciw biurka- lecz ostatniego
listu wiodocznie nie zdążył już dostać. Pewnie wiele się
zmieniło...
Tak, wiele się ostatnio zmieniło, pomyślała. Jej życie też
nagle stało się zupełnie inne niż kiedyś.
- Korespondencja powinna być adresowana do mnie
- usiadła za biurkiem i splotła dłonie - jak pan wie, w na
szej firmie są różne działy i...
- Co takiego?
Opanowała się wysiłkiem woli. Nie lubiła, kiedy jej
przerywano.
- Słucham, o co panu chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]